niedziela, 19 marca 2017

Smakija została moim deserowym hitem!

Muszę przyznać, że kaszki Smakija zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie. Zresztą opinie znajomych i rodziny również były w większości „na tak”, z wyjątkiem jednej osoby, która nie lubi konsystencji kaszki mannej (może to uraz z dzieciństwa :)). Natomiast okazało się, że ja zostanę fanką tych deserów, ponieważ po pierwsze nie są za słodkie, co często zarzucam producentom i są zwyczajnie bardzo smaczne. 


Moim numerem jeden została kaszka śmietankowa, która jest nadzwyczaj delikatna, mleczna i wyważona smakowo. Serce skradł mi także wariant z cynamonem, ponieważ jestem fanką szarlotki z dużą ilością tej przyprawy. Wszystkie wersje owocowe okazały się trafione, choć muszę stwierdzić, że sosy raczej nie wylewają się z kubeczków i należy je dość dokładnie wyskrobać łyżeczką. Po wymieszaniu z kaszką wszystkie smakują bardzo dobrze. Nie udało mi się skosztować wersji z sosem wiśniowym oraz musem jabłkowym, gdyż obu wariantów nie uświadczyłam w sklepach, ale gdy je znajdę zdecydowanie spróbuję, żeby porównać z tymi, które już znam.
Smakija to deser warty uwagi przez wzgląd na smak i skład (zwłaszcza zwróćcie uwagę na warianty bez sosów owocowych). Ja się zakochałam, tylko dlaczego szata graficzna tych deserów w ogóle nie rzuca się w oczy na półce sklepowej? Macie podobne odczucia?

środa, 21 grudnia 2016

Belriso w nowej odsłonie

Tym razem na portalu trnd.pl otrzymałam szansę przetestowania zimowej serii deserów Belriso i mimo że nie było łatwo zdobyć wszystkie smaki to udało się i mogłam przystąpić do kosztowania przysmaków marki Zott (podziękowania dla Pań ekspedientek w pewnym sklepie za chęci i złożenie specjalnego zamówienia u szefa :)).

Pora zatem przejść do konkretów. Zott zaproponował tym razem sześć nowych smaków: Belriso Winter, Belriso Hot Pieczone Jabłko, Belriso Hot Cynamon, Belriso Choco Strawberry, Belriso Choco Cherry, Belriso Krówka. 



Bardzo smakowały mi obie wersje hot, które podgrzane w mikrofalówce miały cudowny aromat i rozgrzewające właściwości. Gdyby były mniej słodkie byłyby idealne jako przekąska na zimowe dni. Zarówno w wersji Hot Cynamon, jak i Hot Pieczone Jabłko mocno dominującą nutą był mój ukochany cynamon. Także brawa za pomysł, ale trzeba go dopracować. Rezygnacja z syropu glukozowo-fruktozowego załatwiłaby sprawę. Poza tym pycha!

Jednym z liderów pojedynku nowych smaków Belriso została wersja Winter. Najłatwiej dostępna, a do tego bardzo smaczna, gdyż poncz owocowy z dodatkiem rumu miło drażnił kubki smakowe. Dla wielu osób faworyt, a i ja zakochałam się w delikatności ryżu z dodatkiem ponczu owocowego. Pycha.

Belriso Choco Strawberry i Belriso Choco Cherry są bardzo podobne i smaczne. Ta wersja to zdecydowanie faworyt dzieci, które uwielbiają wszystko, co czekoladowe, a dodatek sosów owocowych to prawdziwa gratka, przełamująca słodycz czekolady. Brawa za wyważenie smaków i proporcji: nie jest za słodko, ani za wytrawnie.

No i na koniec Beliso Krówka, którą bardzo chciałam skosztować i miałam, co do niej ogromne oczekiwania smakowe. Niestety odrobinę się rozczarowałam i to właśnie ten wariant uważam za najmniej smaczną wersję. Nie mam pojęcia dlaczego, ale mimo obecności w składzie zmielonych krówek smak deseru jest dla mnie zbyt mało intensywny i charakterystyczny, nawet mdły. Zdania testerów w tym przypadku zostały podzielone: jedni stali się wielkimi fankami Krówki, inni raczej twierdzili, że jest nijaka.

Podsumowując: testy uważam za udane, gdyż odkryłam ryż na mleku na nowo. Wersje na ciepło podbiły moje serce, a te z sosami owocowymi zapamiętam na długo. Szkoda, że w składzie można spotkać syrop glukozowo-fruktozowy oraz karagen, ale poza tym nowe desery Belriso są świetną alternatywą dla batoników, jogurtów. Wspaniale, że w większości nie czuć mocnego, słodkiego aromatu. Smacznie i wyjątkowo. Polecam!

środa, 27 maja 2015

 MAJOWEGO TESTOWANIA CIĄG DALSZY: PERLUX


Streetcom znów sobie o mnie przypomniał i kolejny raz obdarzył mnie możliwością wypróbowania produktów do prania. No cóż niedługo zostanę ekspertką w tej dziedzinie. Tym razem moim zadaniem było przetestowanie pereł piorących firmy Lakma o nazwie Perlux. Muszę powiedzieć, że zawartość paczki przerosła moje najśmielsze oczekiwania, a pięknie zapakowane próbki dla znajomych, przyjaciół i rodziny umiliły zdecydowanie postawione przede mną zadanie. Zacznę może od walorów estetycznych samego opakowania, które można pięknie wyeksponować w łazience, czy pralni. Wielki plus za opakowania w saszetkach, które są tańsze i pozwolą uzupełnić braki w naszym plastikowym, pięknym, zgrabnym pojemniczku Pora więc przejść do konkretów.

1. Kapsułki mają delikatny, aczkolwiek bardzo miły i świeży zapach. Świetnie rozpuszczają się podczas prania, nie pozostawiając śladów w pralce i na ubraniach. Należy jednak pamiętać, że gwarancją rozpuszczenia kapsułki jest nastawienie programu prania na co najmniej 40 minut w 40 stopniach
2. Jeśli prawdą jest, iż zawierają w sobie odkamieniacz, to jestem zachwycona, ponieważ kwestia dbania o wnętrze naszej pralki zawsze w wirze zajęć jest odkładana na później, a tutaj powstała idealna symbioza między praniem, a konserwacją pralki.
3. Kapsułki przeznaczone do białego świetnie radzą sobie z plamami, a zostało to sprawdzone przez moją Mamę, która połowę swojej próbki przeznaczyła na pranie ściereczek kuchennych (umówmy się, że akurat w kuchni plamy to nie pierwszyzna) i okazało się, że Perlux ładnie wybielił ściereczki i pozostawił je z lekkim zapachem.
4. Aplikacja pereł jest bardzo prosta i przyjemna, kapsułkę wsadzamy wprost do bębna i przykrywamy ją praniem. To sprawia, że pojemnik na środki piorące i zmiękczające pozostaje czysty, bez osadów.
5. Część osób w moim domu czasami na zbyt mocne produkty do prania reaguje niewielką alergią. W przypadku Perluxu nic takiego nie miało miejsca, dlatego wierzę, że jest jak najbardziej bezpieczny, także dla alergików.
6. Jest to produkt polski, więc tym bardziej wspieram i kibicuję, a nazwa "perły" naprawdę trafia do wyobraźni, także gratuluję!

Reasumując perły do prania Perlux są naprawdę świetną alternatywą dla proszków, płynów, czy żelowych kapsułek do prania. Chronią nie tylko tkaniny, ale i samą pralkę. Prostota i szybkość aplikacji sprawiają, że pranie staje się wyjątkowo przyjemną czynnością. Jedyny minus to fakt, że w przypadku krótkich programów i niewielkiej ilości prania zwyczajnie nie opłaca się korzystać z pereł. Wtedy zdecydowanie lepiej użyć innych preparatów do prania, które można dozować w sposób dowolny. Ten minus jednak nie zmienia mojej oceny: perły są bardzo wydajne, świetnie radzą sobie z plamami, a zapach prania jest naprawdę ogromnym atutem. Szczerze polecam! 


 

piątek, 22 maja 2015

Miła niespodzianka od trnd :) Depilator Silk-epil 9!


Moja pierwsza przygoda z depilacją skończyła się dość nieprzyjemnie przez wzgląd na to, że moja wrażliwa skóra zareagowała sporym, uciążliwym uczuleniem na tego typu ingerencję, dlatego bardzo zdziwiłam się, że zostałam jedną z ambasadorek firmy Braun, która ma przetestować depilator Braun Silk-epil 9 SkinSpa 9-961. Kiedy otrzymałam paczkę naprawdę byłam bardzo szczęśliwa i podekscytowana, przede wszystkim bogactwem i różnorodnością zestawu. Ilość nakładek i głowic zwaliła mnie z nóg, tak samo jak nasadka masująca, która zdecydowanie okazała się hitem, ponieważ często zmagam się z wrastającymi włoskami, a ta nasadka naprawdę szybko potrafi poprawić jakość skóry.



Teraz więc spróbuję w punktach opisać zalety i wady depilatora Braun, aby jakoś usystematyzować wszystkie informacje:

1. Jest bezprzewodowy, więc niezwykle wygodny. Depilator Braun Silk-epil 9 ładuje się błyskawicznie, już 60 minut wystarcza, by móc zacząć depilację. O stanie naładowania informuje zapalona zielona lampka. Jednokrotne ładowanie wystarcza na co najmniej godzinę depilacji lub oczyszczania nakładką masującą. Za to naprawdę ogromny plus, ponieważ brak kabla jest ogromnym udogodnieniem przy manewrowaniu depilatorem :)

2. Jakość wykonania jest naprawdę wysoka, a depilator nie tylko estetyczny i elegancki, ale i ergonomiczny. Umówmy się, że błyszczące drobinki w połączeniu z bielą i lekkim fioletem zdecydowanie dodają mu uroku, a wygodny uchwyt uprzyjemnia jednak niezbyt sympatyczną czynność depilacji :)

3. 2 prędkości depilacji pozwalają dopasować siłę depilatora do własnego progu bólu. U mnie jest on całkiem wysoki, dlatego opcja druga została opcją preferowaną, choć przyznam się, że przy strefach wrażliwych zwolniłam do poziomu 1. Możliwość wyboru depilacji na sucho lub mokro jest także ogromnym plusem, zwłaszcza, że podczas kąpieli ból jest jakby mniejszy. U mnie niestety depilacja na mokro okazała się jednak małą klapą, ponieważ depilator z nakładką masującą nie usuwał dokładnie wszystkich włosków. Za to mały minus :)

4. Bogactwo nakładek ułatwia zdecydowanie depilację. Delikatne pachy i strefa bikini świetnie zniosły depilację przy pomocy nasadki zapewniającej maksymalny kontakt ze skórą. Nasadki do depilacji twarzy nie używałam, ponieważ nie praktykuję depilowania twarzy (na szczęście nie muszę tego robić), więc nie potrafię ocenić jej skuteczności i poziomu delikatności!

5. Strzałem w dziesiątkę okazała się ruchoma, sporej wielkości głowica depilująca, która dopasowuje się do ciała, co pomaga zwłaszcza w depilacji miejsc trudno dostępnych jak kolana, czy obszar bikini. Depilacja przy pomocy tej nasadki jest wyjątkowo dokładna :)

6. Świetnym rozwiązaniem jest także dioda podświetlająca obszar depilacji, która powoduje, że depilacja jest łatwiejsza, a co najważniejsze dokładniejsza.

7.Szczotka peelingująca daje uczucie gładkiej skóry i zmniejsza podrażnienia pojawiające się po depilacji, a końcówka goląca może przydać się do przycinania dłuższych włosów, lub golenia miejsc wrażliwych, unikając przy okazji podrażnień pojawiających się po depilacji.

8. Banalnie proste jest utrzymanie depilatora w czystości, końcówki można opłukać pod bieżącą wodą i pozostawić do wyschnięcia.

9. Szkoda, że dołączony do zestawu woreczek ledwo mieści nakładki oraz depilator. Zdecydowanie łatwe uporządkowanie wszystkiego w jednym miejscu byłoby całkiem przyjemnym dodatkiem. Mimo to fajnie, że woreczek znalazł swoje miejsce w pudełku i przy odpowiednim ułożeniu zmieści wszystkie elementy zestawu :)

Reasumując jestem naprawdę zadowolona z depilatora Braun Silk-epil 9, ponieważ całkiem sympatycznie poradził sobie z moją wrażliwą skórą. Oczywiście nie uniknęłam czerwonych kropek po zabiegu, ale nie powodowały one u mnie uczucia pieczenia i swędzenie, jak przy wcześniejszych depilatorach i zniknęły po kilkunastu godzinach. Skóra po tym czasie jest gładka i wygląda fantastycznie, dlatego z czystym sumieniem mogę polecić ten depilator. Jest cichy, skuteczny, prosty, intuicyjny w obsłudze. Jedyny minus dla mnie to brak skuteczności na mojej skórze w środowisku wodnym, ale to chyba już kwestia indywidualna :) Ogólnie muszę przyznać, że jest to najlepszy depilator jaki kiedykolwiek miałam w swoim posiadaniu, zatem z czystym sumieniem polecam!



środa, 12 czerwca 2013

Dawno mnie nie było, ale powracam wiosenną porą z Żubrem :)

          Już jakiś czas temu otrzymałam paczkę z 4-pakiem najnowszego piwa Żubr ciemnozłoty. Oczywiście z zaciekawieniem przystąpiłam do testowania, ale dopiero teraz udało mi się znaleźć chwilkę wiosennego czasu, aby przybliżyć Wam ten trunek :) Muszę powiedzieć, że było całkiem nieźle :)

A więc zaczynamy ... :)
Żubr ciemnozłoty przyciąga już na początku samym opakowaniem. Ciemnobrązowa kolorystyka przełamana złotymi refleksami daje bardzo elegancki i wysmakowany efekt i z pewnością chętniej sięgam po piwo w takiej puszce. Pora na ocenę samego piwa. Kolor trunku jest piękny, bursztynowy, piana początkowo dość spora i gęsta, znika po chwili, ale nie uważam tego za wadę. Zapach jest lekko karmelowy, niezbyt intensywny. Jeśli chodzi o doznania smakowe to Żubr ciemnozłoty jest smacznym, solidnym piwem, natomiast nie poczułam fajerwerków. Wyczuwam nutę karmelową , na końcu czuć lekką goryczkę. Z pewnością jest to piwo, które ugasi nasze pragnienie po męczącym dniu. Ogólne wrażenia po degustacji Żubra ciemnozłotego są jak najbardziej pozytywne, a mój szósty zmysł podpowiada mi, że to może być hit tej zimy, zwłaszcza, że jego mocniejszy, goryczkowy smak jest idealny na tę porę roku :) Obawiam się jednak, że smakosze, którzy stawiają piwu większe wymagania będą rozczarowani. Żubr ciemnozłoty świetnie sprawdzi się do codziennego grilla, ale na większe okazje proponuję inne trunki :)

niedziela, 28 października 2012

Perfumeria Douglas


Jakież było moje zdziwienie, gdy w zeszły weekend otworzyłam skrzynkę mailową i okazało się, że Perfumeria Douglas wybrała mnie do testowania nowości perfumeryjnych, które pojawiły się niedawno na rynku. We wtorek kurier dostarczył tak oczekiwaną przeze mnie przesyłkę i okazało się, że zapachy, które będę miała możliwość zrecenzować to Catch me... by Cacharel oraz Florabotanica by Balenciaga. Muszę nadmienić, że perfumy były naprawdę prześlicznie opakowane, także radość z odpakowywania paczuszki była przeogromna. Postanowiłam przyłożyć się do zadania i przez kilka dni przyzwyczaić się do przesłanych zapachów i zaprzyjaźnić się z nimi na tyle, aby obiektywnie je potem ocenić. Myślę, że udało mi się nabrać do nich dystansu i jestem gotowa na ocenę całościową.

Perfumy Catch me... by Cacharel przyciągają wzrok już kuszącym kolorem opakowania i samych perfum, fiolet jest elegancki i oryginalny, a połączony ze srebrem daje poczucie ekskluzywności. Buteleczka zwieńczona jest akcentem biżuteryjnym, który przypomina mi sznur pereł albo winogrono. Głównym akcentem w Catch me... jest dla mnie nuta kwiatowa. Jaśmin dominuje i sprawia, że perfumy nadają kobiecie zmysłowości. Z upływem czasu zaczyna przebijać się ambra i nuty korzenne, które nadają słodyczy i ciepła. Perfumy Catch me... moim zdaniem świetnie sprawdzą się na wieczorne wyjście dla kobiet odważnych, przekonanych o swojej atrakcyjności, a moc zapachu z pewnością zwielokrotni elektryzujący efekt. Lekko dystyngowany, ale nie nudny, przystępny, a przy tym elegancki, a nawet intrygujący. Właściwy dla kobiet, które wiedzą czego chcą od życia. Moim zdaniem bardziej spodobają się kobietom dojrzałym niż nastolatkom, świetne zarówno na wiosenne, jak i zimowe dni, choć ja lepiej czułabym się otulona tym zapachem jesienną i zimową porą.
Perfumy Florabotanica by Balenciaga są dla mnie kwintesencją nowoczesności, co widać już w kształcie flakonika. Ma on prostą, elegancką formę, a jedynym oryginalnym akcentem jest czerwień jednej ze ścianek oraz biało-czarna nakrętka. Ten minimalizm pobudza ciekawość i pozwala zadać sobie pytanie jaki zapach kryje w sobie, ta na pierwszy rzut oka, niepozorna buteleczka. Florabotanica to dla mnie przede wszystkim świeżość. Na początku dość mocny zapach z przebijającą miętą, przeistacza się w delikatną, kwiatową, orzeźwiającą woń. Nuta kwiatowa towarzyszy nam całkiem długo, a róża w połączeniu z goździkiem daje całkiem ciekawy efekt. Zapach wygasza się bardzo powoli i delikatnie, dlatego te perfumy świetnie sprawdzą się zarówno w dzień jak i wieczorem.
Florabotanica jest skierowana do kobiet lubiących prostotę, nowoczesnych, lubiących przyjemne, świeże zapachy, energicznych i pozytywnie nastawionych w przyszłość. Dla mnie mają młodzieńczy charakter, są zawadiackie i lekko flirtujące. Świetnie sprawdzą się o każdej porze roku, ale zapach wyjątkowo wspaniale będzie komponował się w wiosenno-letniej aurze.
 
Mam nadzieję, że to nie moja pierwsza i ostania przygoda z perfumerią Douglas :)